Spis Treści: (naciśnij, by przejść)
- Dolina Pięciu Stawów Polskich
Tatry, to przede wszystkim niesamowite widoki, które zapierają dech w piersiach. To nie tylko miejsce na wspinaczkę czy trekking, ale także pełne magii i tajemnicy, które kryje się w każdym zakątku tego regionu.
Spacerując po tatrzańskich szlakach, można poczuć harmonię z przyrodą i odkrywać jej niezwykłą siłę. To tu, wśród górskich wierzchołków, spotkacie nie tylko dziką przyrodę, ale również gościnność lokalnych mieszkańców, którzy chętnie opowiedzą o historii tego miejsca i podzielą się swoją miłością do gór.
Tatry to także oaza spokoju i ciszy, gdzie można oderwać się od codziennego zgiełku i pośpiechu. To idealne miejsce na relaks i regenerację, gdzie każdy oddech nabiera znaczenia, a chwile spędzone na łonie natury stają się niezapomnianymi wspomnieniami.
Zapraszam Was do tego magicznego miejsca, gdzie piękno gór Tatry przyciąga jak magnes, a każdy krok to niepowtarzalna podróż przez krainę cudów przyrody.
Rowerem w Tatry?!
Pomimo tego, że do Morskiego Oka bezpośrednio rowerem się nie dostaniesz, jak również nie pojeździsz po szczytach w Tatrzańskim Parku Narodowym, to część obszaru rowerem można pokonać. Szczególnie mam na myśli Dolinę Chochołowską. I chociaż pieszo w czasie tych wycieczek przeszedłem więcej niż przejechałem, to ciągle jest to wycieczka rowerowa. Dlatego jest na moim blogu.
Cały pierwszy dzień zajął mi transport z Gdańska do schroniska. Jechałem autem. Uznałem, że tak będzie najwygodniej. Zabiorę tyle rzeczy, ile potrzebuję. Rower bez problemu zmieścił się do środka. Ponadto mając w planie zaczynać wycieczki w różnych miejscach jak Dolina Chochołowska, która jest po drugiej stronie Tatr, czy objechać Jezioro Czorsztyńskie, auto było niezbędne.
Jechało się dobrze. Od tego dnia do końca pobytu w górach było tylko słońce. Słońce bardzo silne, o czym przekonałem się w czasie górskich przechadzek. Czas umiliłem sobie wieloma podcastami, które wcześniej naściągałem. Pomimo że trasa zajęła mi około 9 godzin, to wcale mi się nie dłużyło.
Gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze góry robiło się nawet ciekawie. To przecież całkiem inny krajobraz, do którego jestem przyzwyczajony, mieszkając w Gdańsku, aczkolwiek tutaj też się znajdą górki.
W końcu zajechałem pod wjazd do Schroniska Głodówka. Dziwna nazwa, ale po prostu ta lokalizacja nazywa się Polana Głodówka.

Resztę tego dnia, który już powoli się kończył, spędziłem na przepakowywaniu się i szykowaniu na jutro. Zjadłem jeszcze jakiś przysmak z tutejszego baru i popatrzyłem na Tatry, które jutro zobaczę. Wszystko zapowiadało się dobrze. Jutro zamierzam wstać o 4.00, więc długo nie zabawiając, położyłem się spać. Zasnąłem szybko.
Poniżej szybka analiza z obu dni. Wycieczki wyglądały tak, że trochę jechałem rowerem, a tam gdzie już dalej nie można, poszedłem pieszo.
Spis Treści: (naciśnij, by przejść)
- Dolina Pięciu Stawów Polskich
Tatry, to przede wszystkim niesamowite widoki, które zapierają dech w piersiach. To nie tylko miejsce na wspinaczkę czy trekking, ale także pełne magii i tajemnicy, które kryje się w każdym zakątku tego regionu.
Spacerując po tatrzańskich szlakach, można poczuć harmonię z przyrodą i odkrywać jej niezwykłą siłę. To tu, wśród górskich wierzchołków, spotkacie nie tylko dziką przyrodę, ale również gościnność lokalnych mieszkańców, którzy chętnie opowiedzą o historii tego miejsca i podzielą się swoją miłością do gór.
Tatry to także oaza spokoju i ciszy, gdzie można oderwać się od codziennego zgiełku i pośpiechu. To idealne miejsce na relaks i regenerację, gdzie każdy oddech nabiera znaczenia, a chwile spędzone na łonie natury stają się niezapomnianymi wspomnieniami. Zapraszam Was do tego magicznego miejsca, gdzie piękno gór Tatry przyciąga jak magnes, a każdy krok to niepowtarzalna podróż przez krainę cudów przyrody.
Pomimo tego, że do Morskiego Oka bezpośrednio rowerem się nie dostaniesz, jak również nie pojeździsz po szczytach w Tatrzańskim Parku Narodowym, to część obszaru rowerem można pokonać. Szczególnie mam na myśli Dolinę Chochołowską. I chociaż pieszo w czasie tych wycieczek przeszedłem więcej, niż przejechałem, to ciągle jest to wycieczka rowerowa. Dlatego jest na moim blogu.
Cały pierwszy dzień zajął mi transport z Gdańska do schroniska. Jechałem autem. Uznałęm, że tak będzie najwygodniej. Zabiorę tyle rzeczy, ile potrzebuję. Rower bez problemu zmieścił się do środka. Ponadto mając w planie zaczynać wycieczki w różnych miejscach jak Dolina Chochołowska, która jest po drugiej stronie Tatr, czy objechać Jezioro Czorsztyńskie, auto było niezbędne.

Resztę tego dnia, który już powoli się kończył, spędziłem na przepakowywaniu się i szykowaniu na jutro. Zjadłem jeszcze jakiś przysmak z tutejszego baru i popatrzyłem na Tatry, które jutro zobaczę. Wszystko zapowiadało się dobrze. Jutro zamierzam wstać o 4.00, więc długo nie zabawiając, położyłem się spać. Zasnąłem szybko.
Poniżej szybka analiza z obu dni. Wycieczki wyglądały tak, że trochę jechałem rowerem, a tam gdzie już dalej nie można, poszedłem pieszo.
Analiza wycieczek
Wycieczka nad Morskie Oko | Wycieczka do Doliny Chochołowskiej | |||
Transport | Rowerem | Pieszo | Rowerem | Pieszo |
Dystans | 13 km | 29 km | 17 km | 18 km |
Droga pod górę | 230 km | 1430 km | 270 km | 1445 km |
Poziom trudności | Łatwa | Trudna | Łatwa | Trudna |
Nawierzchnia | Asfalt | Teren góski | Asfalt, piach, kamienie | Teren góski |
Preferowany typ roweru | MTB | MTB | ||
Początek wycieczki | Schronisko Głodówka | Parking w Dolinie Chochołowskiej | ||
Wycieczka z dzieckiem | Tak | Nie | Tak | Nie |
Wycieczka do Morskiego Oka

Pobudka o 5.00. Kawa i szybkie śniadanie. Rower i rzeczy na dzisiejszą podróż przygotowałem już wczoraj. Tak więc po 30 minutach byłem już gotowy. Ciągle było ciemno. Ruszyłem spod schroniska w kierunku najdalszego punktu, gdzie mogę dojechać rowerem, czyli do Parkingu w Palenicy Białczańskiej. W tę• stronę trasa była przeważnie z górki więc jechało się dobrze, ale musiałem zasłonić uszy i szyję, bo zimno stawało się coraz bardziej dokuczające przy tych prędkościach rozwijanych na rowerze.
Po jakimś czasie dojechałem do parkingu. O tej porze było już tu sporo aut i ciągle przyjeżdżały kolejne. Kasjerzy mieli pełne ręce roboty. Zapytałem jednego z nich, gdzie mogę zostawić rower. Pokazał mi miejsce obok ich stróżówki. Tak więc tutaj na cały dzień zostawiłem rower przypięty do słupa. Przebrałem się w ubrania na pieszą wycieczkę i ruszyłem w kierunku szlabanu. Dokupiłem jeszcze bilet wstępu do Parku przez internet. Na parkingu jest darmowy dostęp do Wi-Fi.
Prócz butów do chodzenia w górach wziąłem takie proste, lekkie buty sportowe kupione kiedyś w Decathlonie. To był świetny pomysł. Do Morskiego Oka ciągnęła się asfaltowa droga. Spacer w cięższych butach był bez sensu i niepotrzebnie przeciążał stopy, dlatego ten odcinek trasy do Morskiego Oka szedłem w lekkich butach.

Zbliżałem się do Morskiego Oka. Przede mną góry, już i tak ogromne coraz bardziej pokazywały swoje piękno. Towarzyszył mi szum wody rzeki Białka. Minąłem tak zwane Wodogrzmoty Mickiewicza. Jest to wodospad utworzony z trzech większych i kilku mniejszych kaskad. Swą nazwę zawdzięcza przez huk, jaki towarzyszy spadającej wodzie.
Gdy doszedłem, okazało się, że na miejscu było już dosyć sporo ludzi. Może część to goście tutejszego schroniska, ludzie tak jak ja idący z Palenicy Białczańskiej, lub może ludzie powracający z Rys.
W dolinie z Morskim Okiem Słońca jeszczez nie było, ale część gór przede mną już powoli otulały promienie światła. Chwilę tu odpoczywam, posilając się wewnątrz schroniska i obserwuję cały teren, używając lornetki, którą zabieram na takie fajne wypady. Dopiero, gdy popatrzyłem przez lornetkę, dojrzałem ludzi w drodze do Czarnego Stawu, a nawet za nim, wrapujących się mozolnie na Rysy.
Już dużo wcześniej sprawdzałem na mapach, że dojście nad Czarny Staw, który mieści się bliżej Rys i jest wyżej usytuowane niż Morskie Oko to będzie miejsce z ładnymi widokami. Tak więc będąc przy Morskim Oku, ruszyłem w tamtym kierunku.




Okrążając Morskie Oko podziwiam Góry, u stóp których leży. Woda jest przezroczysta i w pewnym momencie natrafiam na leżacy tuż pod lustrem wody głaz obsypany monetami. Trochę skojarzyło mi się to z fontanną Di Trevi w Rzymie.

Zaczęły się pierwsze większe wzniesienia. Wejście nad Czarny Staw męczył i widziałęm, że wielu ludzi tutaj dostawało zadyszki. Nieregularne stopnie z ułożonych głazów ciągnęły się zygzakiem ku górze. No ale w końcu po parunastu minutach byłem na górze. Chwilę po wejściu Słońce powoli wychodziło znad Rys oświetlając Morskie oko i pobliskie góry.


Co tu dużo mówić. Jest pięknie, a Rysy budzą respekt. Znowu poszła lornetka w ruch. Teraz doskonale widzę walczących ludzi w drodze na szczyt. Pomyślałem sobie, że kiedyś też tam się wybiorę. Rozglądam się po okolicy. Morskie Oko znowu zachwyca. Promienie słońca powoli oświetlają schronisko. Po lewej od niego dopiero patrząc przez lornetkę zauważyłem szlak, którym również idą ludzie. Wyciągnąłem aplikację Mapy.cz i sprawdziłem gdzie ona prowadzi.
Okazało się, że to Szpiglasowa Przełęcz, która wiodła przez górę do szczytu Szpiglasowy Wierch, a z drugiej strony schodziło się do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Trochę już przeszedłem, bo około 10 kilometrów, ale czuję się bardzo dobrze i po sprawdzeniu, że zamierzając iść Szpiglasową Przełęczą, dzisiejsza wycieczka liczyć będzie grubo ponad 25 kilometrów.
Ruszyłem na tę przełęcz ;-)
Wróciłem do schroniska nad Morskim Okiem, okrążając jezioro drugą stroną. Zrobiłem zdjęcie zbiornika, bo teraz, gdy słońce wyszło na dobre, ukazało drugie oblicze stawu.
Ruszyłem Szpiglasową Przełęczą. Pokonując te nierównomierne głazy, odczuwając coraz mocniej promienie słoneczne, zacząłem się głęboko zastanawiać, kto te ścieżki ,,zrobił". Obiecałęm sobie, że sprawdze to w domu.

Jeśli chodzi o wyłożone nieregularne kamienie na ścieżkach w Tatrach, takie układy kamieni są najprawdopodobniej dziełem taterników i przewodników tatrzańskich, którzy kładą takie podłoże w celu utwardzenia i zabezpieczenia szlaków, szczególnie w miejscach o większym nachyleniu, gdzie może być większe ryzyko osunięcia się terenu lub erozji ścieżki. - dowiedziałem się z internetów.

No to ja mam szacunek dla tych ludzi, którzy wyłożyli te szlaki. Serio. Idę dalej. W pewnym momencie jestem już wyżej niż Morskie Oko i Czarny Staw. Patrzę na tę piękną scenerię. Bardzo mi się podoba. Przez krótki moment wdrapywałem się, trzymając łańcuchy.




Na górze było sporo ludzi. Część osób szła zdobyć jeszcze Szpiglasowy Wierch, a część tak jak ja nabierała sił na dalszą drogę. Posiliłem się mieszanką orzechów i napiłem się wody. Kilka fajnych zdjęć, obserwacja przez lornetkę i pora schodzić.
Od razu zaczynają się łańcuchy. Trochę tu ludzi. Jedni chcą schodzić jak ja, a drudzy wchodzić. Jakoś się udało, chociaż niektórzy turyści ewidentnie byli wystraszeni i chyba brakowało im pewności siebie, jak również chyba zwyczajnie siły w rękach.


Po łańcuchach zaczął się mozolny i męczący spacer w dół. Oczywiście kraina jest piękna i kiedy mogę ( a trzeba uważać, by się nie wywrócić na nieregularnych głazach) to obserwuję okolicę i robię zdjęcia. To jest moment, w którym doceniłem kijki do Nordic Walkingu. Zapewniały bezpieczniejsze schodzenie i odciążenie nóg w istostny sposób. Było później tak przez wiele godzin oraz przy kolejnej wycieczce i naprawdę bardzo Wam polecam, byście się w takie kijki wyposażyli, idąc w góry.
Półtorej godziny zajęło schodzenie. Poważnie zgłodniałem i musiałem odpocząć. Na szczęście kolejne schronisko było blisko. Zrobiłem sobie prezent i zaserwowałem konkretne danie z zupą i kawą. Kawy brakowało mi już bardziej od kilku godzin. Zapomniałem wziąć koffeinę w tabletkach ze sobą tego dnia. Więcej tego błędu nie powtórzyłem ;-)
Jeśli część z tych licznych ludzi, którzy tu przebywali jak ja, jako jedyny posiłek mieli piwo i naleśnik na słodko, to ja dziękuję. Padłbym po kwadransie. W plecaku miałem ciągle kilka batonów i pełno wody, której starczyło mi na cała trasę. 3 x 1,5l. Może i trochę ciężko, ale kupiony niedawno specjalnie na tę okazję plecak okazał się bardzo wygodny. Te kilogramy na plecach nie przeszkadzały, aczkolwiek koszulkę można było wykręcać, była taka mokra ;p
Po posileniu się i odpoczęciu w schronisku przyszedł czas na ostatni fragment wycieczki. Dolina Roztoki jest przepiękną krainą, którą podążałem. Schodząc ciągle po bardzo nierównych głazach. Ten obszar był bardzo zielony. Gdy już byłem niżej, rzeka była już większa i głośna. Pełno drzew i w końcu ucieczka przed słońcem.




Teren się wyrównał. Szło już się znacznie lepiej, a wielkie głazy, którymi schodziło się w nieskończoność, to już była historia. Wyszedłem na asfaltową drogę, którą szedłem rano w kierunku Morskiego Oka. Założyłem znowu lekkie buty i ruszyłem na ostatnią prostą, z powrotem na parking gdzie czekał na mnie mój rower.


Jeszcze jakiś czas wraz z innymi turystami szliśmy jeden za drugim. Od czasu do czasu mijały nas dorożki, czy jak to się nazywa. O! Sprawdziłem w internetach, że to Fasiąg. Ciekawa nazwa. Ten sposób lokomocji ma swoich fanów i przeciwników. Ale Fasiągi były oblegane przez ludzi.

Praktycznie przed samym parkingiem natknąłem się na dzikie zwierzęta, ale nie jestem pewien czy to jeleń, czy sarna.

W końcu docieram do roweru. Jestem już zmęczony, a czeka mnie jeszcze podjazd do schroniska. Jednak po przejściu takiego dystansu moim mięśniom naprawdę jest obojętne te kilka dodatkowych km rowerem. Przebieram się i jadę.
Ciągle pod górę, jednak z każdym podjazdem wiedziałem, że jestem coraz bliżej. W końcu widzę znajome światła schroniska. Udało się. Dotarłem do Głodówka. Jest godzina 18.30 i zdążyłem zjeść jeszcze kolację w barze. Tak kończy się ten pełen fascynujących widoków dzień. Jestem naprawdę szczęśliwy. Po powrocie do pokoju od razu wciągnąłem masę elektrolitów, magnezów i innych witamin oraz się porolowałem na wałku. Autoterapia dała moim mięśniom do wiwatu. Mięśnie były zmęczone, ale to mi bardzo pomogło. Również się porozciągałem, po czym wziąłem szybki prysznic i w końcu poszedłem spać. Przed nami jeszcze sporo zwiedzania. Zasypiam jak zabity ;-)
Analiza wycieczki
Wycieczka nad Morskie Oko | |||
Transport | Rowerem | Pieszo | |
Dystans | 13 km | 29 km | |
Droga pod górę | 230 m | 1430 m | |
Poziom trudności | średnia | Trudna | |
Nawierzchnia | Asfalt | Teren góski | |
Preferowany typ roweru | Każdy | ||
Wycieczka z dzieckiem | Nie |
Wycieczka nad Morskie Oko | |||
Transport | Rowerem | Pieszo | |
Dystans | 13 km | 29 km | |
Droga pod górę | 230 m | 1430 m | |
Poziom trudności | średnia | Trudna | |
Nawierzchnia | Asfalt | Teren góski | |
Preferowany typ roweru | Każdy | ||
Wycieczka z dzieckiem | Nie |
Dolina Chochołowska

Dolina Chochołowska jest najbardziej na zachód położoną doliną w Tatrach. To typowa dolina lodowcowa, ukształtowana przez działalność lodowca.
Charakterystyczne są tu moreny, kotliny polodowcowe i inne formy geologiczne.
W letnich miesiącach można zobaczyć tu wielkie stada owiec pasących się na łąkach.
W Dolinie można również zobaczyć liczne chaty i gospodarstwa, które zachowują tradycyjny góralski charakter.
Chociaż Dolina jest popularnym miejscem turystycznym, to wciąż zachowuje swoją naturalną urodę i spokojny charakter.
Dolina Chochołowska jest najdłuższą doliną Tatr Zachodnich. Rozciąga się na długości około 10 kilometrów. Aż do samego schroniska można dojechać rowerem, co bardzo mi się spodobało, stąd moja wizyta w tych stronach.
Do doliny pojechałem autem, na któy zapakowałem rower. To prawie godzina jazdy ze schroniska Głodówka. Na miejscu, na właściwej drodze, która prowadzi do tej doliny, zaparkowałem na najbliższym parkingu. Jest ich tu wiele. Jeden za drugim, a na każdy zaprasza parkingowy. Ceny wahają się od 15 do 20 złotych.
Po godzinie 7.00 już byłem na rowerze. Po przejechaniu krótkiego dystansu dojechałem do kasy, gdzie musiałem prócz biletu wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego kupić dodatkowy bilet na rower. Koszt 9 zł. Myślę, że to lekka przesada, niczym nieuzasadniona. Jednak komentarz zostawiłem dla siebie i ruszyłem dalej.
Mniej więcej połowa drogi do schroniska jest asfaltowa i wiedzi pod górę, ale wzniesienie terenu nie jest jakoś mocno odczuwalne. Po drodze było co prawda parę większych podjazdów, ale to tylko dodało urozmaicenia trasie. Później zaczął się piach i kamienie. Specjalnie na tę okazję przed wyjazdem w góry wyposażyłem się w szersze opony z odpowiednim bieżnikiem na taki teren. Rozmiar opony 40C był wystarczający.
W końcu dojechałem na Polanę Chochołowską. Piękny otwarty teren u stóp gór. Pojawiły się góralskie chatki. Piękna sceneria. Pokonałem ostatni kamienisty podjazd przed schroniskiem, a po dotarciu przypiąłem tu rower i przebrałem się na pieszą wędrówkę.

Zaczął się spacer pod górę. Dosyć sporo ludzi jak na tę porę. Słońce świeci i jest ciepło od samego rana. Teren jest bujnie porośnięty drzewami, które dają schronienie przed promieniami. Powoli zbliżamy się na pierwszy szczyt - Grześ.

Na szczycie Woroniec było sporo ludzi. Jest to miejsce, gdzie można zdecydować się na dalszą wspinaczkę w głąb Słowacji lub tak jak ja iść wzdłuż granicy państw do szczytu Łopata.




Myślałem, że po wejściu na Woroniec dalej już będzie tylko z górki. Może pod kątem tego ile zostało kilometrów do przejścia, było już z górki, ale jednak było pod górkę. Paradoks!

Zejście z Worońca było trudne. Swobodnie leżące kamienie osuwały się, gdy się na nie stawało. Parę razy mną majtnęło. Myślę, że ten odcinek po deszczu byłby niebezpieczny. Mozolnie schodzę w dół, a szczyt Łopata rośnie i rośnie.
Oczy człowieka nie są tak dobre i takie wzniesienia nie oddają głębi, a zdjęcia w ogóle. Tak więc czekało mnie prawie 300 m wspinaczki na długości 600 m. Bardziej stromo, niż wcześniejsze wejście na Woroniec.


No więc wspinam się. Kolejny raz cieszę się z tego, że mam ze sobą kijki do Nordic Walking'u. Robią niezłą robotę. To, że mam silne ręce, bardzo pomogło mi przy wchodzeniu na głazy, które nie były niskie.



W końcu dotarłem na górę. Zarządziłem tu przerwę, by się posilić i podziwiać okolicę. Znowu w ruch idzie lorneta i rozglądam się po całej okolicy. Od strony słowackiej na niebie pojawili się śmiałkowie na paralotniach. Ci to dopiero muszą mieć widoki, lawirując między szczytami, łapiąc wiatry, które w nieskończoność unoszą ich w powietrzu.
Okrążając powoli Dolinę Chochołowską, daje się ona poznać trochę z innej strony. Pozostało zejść z Łopaty i dojść na ostatni szczyt, który już nie jest trudny. To Kończysty Wierch.

Od tej pory już będę tylko schodził. Po jakimś czasie utworzone stopnie są wysokie. Schodząc, kolano musiało ugiąć się czasem do 70 stopni. Jest to naprawdę męcząca sprawa. Jednak znowu kijki do nordic walkingu uratowały sytuację.

Mniej więcej po przejściu 1/3 tego niekończącego się schodzenia, na zakręcie ścieżki, mały strumyk wypływający z góry przecinał ją w poprzek. Poczułem niewyobrażalnie wielką chęć zdjąć te ciężkie buciory, w których tkwiły cały dzień moje stopy i zanurzyć je w lodowatej wodzie. Niesamowite uczucie. Po moczeniu stóp w lodowatej wodzie, po kilkunastu sekundach poczułem, że chłód w stopach zaczyna się bardzo nasilać i należy wyciągnąć stopy. To szybkie orzeźwienie wpłynęło bardzo kojąco nie tylko na stopy, ale na całe ciało. Chwilę tak jeszcze posiedziałem na głazie obok, po czym ubrałem buty i ruszyłem dalej.

Schodząc coraz niżej i na każdym z zakrętów mijając ten sam strumyk, który nabierał coraz większych rozmiarów. Podobne strumyki musiałby wypływać z innych miejsc, by w końcu dać życie Potokowi Chochołowskiemu, w pobliżu którego kroczyłem przed siebie.

Końcówka dzisiejszej trasy już była bardziej płaska. W końcu wyszedłem na prostą do schroniska, którą wcześniej pokonałem rowerem. Ponownie moim oczom ukazało się schronisko. Zamarzyłem o dobrym jedzeniu. Wszedłem do budynku i zamówiłem ichniejszy przysmak. Po kilku minutach zajadałem się obiadem.
Po wyjściu ze schroniska natknąłem się na stado owieczek z dzwoneczkami. Miły akcent tej wycieczki ;-)

Ostatni etap dzisiejszej podróży to powrót tą samą drogą rowerem. Był to najprostszy fragment, ponieważ zjeżdżałem ciągle w dół bez konieczności pedałowania, za to z koniecznością hamowania. Ten etap trwał około 30 minut. Jadąc między turystamim powoli oddalałem się od Polany Chochołowskiej.
W końcu dojechałem do parkingu, gdzie zostawiłem auto. Wycieczka skończona. Ogromne wrażenia i satysfakcja. Po około godzinie jazdy autem byłem z powrotem w schronisku.
Analiza wycieczki
Wycieczka nad Morskie Oko | |||
Transport | Rowerem | Pieszo | |
Dystans | 16 km | 18 km | |
Droga pod górę | 270 m | 1445 m | |
Poziom trudności | Łatwa | Trudna | |
Nawierzchnia | Asfalt, piach, kamienie | Teren góski | |
Preferowany typ roweru | MTB | ||
Wycieczka z dzieckiem | Tak | Nie |
Wycieczka nad Morskie Oko | |||
Transport | Rowerem | Pieszo | |
Dystans | 16 km | 18 km | |
Droga pod górę | 270 m | 1445 m | |
Poziom trudności | Łatwa | Trudna | |
Nawierzchnia | Asfalt, piach, kamienie | Teren góski | |
Preferowany typ roweru | MTB | ||
Wycieczka z dzieckiem | Tak | Nie |
Podsumowanie
To były fantastyczne dwa dni spędzone w górach. Przeszedłem 47 km i przejechałem 30 km. Pod górę ponad 3300 m. Chodzenie po górach miejscami było trudne, chociaż moje przygotowanie fizyczne i jeżdżenie rowerem zrobiły swoje. Szybko się regenerowałem. Gdyby tak nie było, nie rzucałbym się pierwszego dnia na prawie 30 km pieszo. Zakwasy były fakt, ale znośne.
Odpoczynek między jednym wyjściem, a drugim to był bardzo dobry pomysł. Trzeba dać organizmowi przynajmniej w minimalnym stopniu się zregenerować. Kto jak kto, ale fizjoterapeuta powinienen nie tyle co to wiedzieć, ale też praktykować. Słyszy się czasem, że ktoś jedzie w góry i katuje się dzień w dzień górami (bo trzeba korzystać). Osobiście uważam, że to głupota, brak wyobraźni i proszenie się o kontuzję. Kontuzja skutecznie może odsunąć plany ze zwiedzaniem gór, które nie wybaczają niedoleczonych problemów ze stawami, czy mięśniami.
Muszę się Wam przyznać, że od małego dziecka marzyłem, by pojechać w góry. Jednak nie było w dzieciństwie takich możliwości, bo takie po prostu były realia.
Odkrywając Polskę na rowerze przez tyle lat. Po opisaniu już tylu miejsc, dalej czułem się niekompletny ze względu na to, że mnie w górach fizycznie nie było, a wizyta zimą na nartach w przeszłości tego nie rekompensowała. Teraz już czuję się wspaniale, bo zobaczyłem Tatry.
Zdaję sobie sprawę, że nie widziałem wszystkiego i że Polskie góry nie kończą się na Tatrach, ale myślę, że z czasem na nowo rzucę się na inne górskie szlaki. Najchętniej rowerem, by móc je tu opisać na blogu.