Wstęp:
Spis Treści: (naciśnij, by przejść)
W roku 2020 po raz pierwszy przejeżdżałem w pobliżu Jury Krakowsko-Cżestochowskiej.
Jechaliśmy wtedy grupą rowerzystów w Pallotyńskiej Pielgrzymce Rowerowej z Gdańska do Krakowa.
Niestety tak pechowo została zorganizowana przez organizatora, że omijała wszystkie zamki.
Po powrocie do domu zacząłem czytać na temat tego szlaku. Im dłużej się wczytywałem na temat zamków, górek i jaskiń,
tym moje zainteresowanie wzrastało. Planować wycieczkę w to miejsce zacząłem już w lutym 2021.
Tak ogromna ilość zamków, ruin, skał i jaskiń wymaga czasu, by to zwiedzić, dlatego tę trasę liczącą blisko 200 km rozbiłem sobie na 3 dni.
Myślę, że to powinno wystarczyć (i wystarczyło).
W roku 2020 po raz pierwszy przejeżdżałem w pobliżu Jury Krakowsko-Cżestochowskiej.
Jechaliśmy wtedy grupą rowerzystów w Pallotyńskiej Pielgrzymce Rowerowej z Gdańska do Krakowa.
Niestety tak pechowo została zorganizowana przez organizatora, że omijała wszystkie zamki.
Po powrocie do domu zacząłem czytać na temat tego szlaku. Im dłużej się wczytywałem na temat zamków, górek i jaskiń,
tym moje zainteresowanie wzrastało. Planować wycieczkę w to miejsce zacząłem już w lutym 2021.
Tak ogromna ilość zamków, ruin, skał i jaskiń wymaga czasu, by to zwiedzić, dlatego tę trasę liczącą blisko 200 km rozbiłem sobie na 3 dni.
Myślę, że to powinno wystarczyć (i wystarczyło).
Spis Treści: (naciśnij, by przejść)
Analiza wycieczki
Czas trwania: | 3 dni | ||
Dzień | I | II | III |
Dystans: | 50 km. | 90 km. | 65 km. |
Droga pod górę: | 575 m | 1050 m | 500 m |
Lokalizacja | województwa: śląskie i małopolskie | ||
Poziom trudności: | 3/6 | 4/6 | 3/6 |
Typ nawierzchni: | 90% asfalt, 10%-ziemia, kamienie, piach | ||
Typ roweru: | Trekking, Cross, MTB, Gravel | ||
Początek wyprawy | Częstochowa | Kotowice | Osiek |
Pobierz ślad mapy w formacie pliku .GPX
Mapa
Poniżej przedstawiam mapę, na której zaznaczyłem obiekty, które zwiedziłem. Może Wam posłużyć do odbycia wycieczki w w te strony na własną rękę ;-).
Dzień I - Podróż do Częstochowy
Już siedzę w pociągu do Częstochowy! Czeka mnie jedna przesiadka w mięśnie Koluszki, a stąd do celu tylko 125 km. Planowo na miejscu mam być około 13-stej. To bardzo dobrze! Z dworca dostać się do domu hotelu, a resztę dnia poświęcę na zwiedzanie Częstochowy!
Pogoda nie jest najlepsza, ale nie przeszkadza mi to w zwiedzaniu miasta. Oczywiście byłem na Jasnej Górze, którą dokładnie zwiedziłem. Tak mija reszta tego dnia. Wracam do hotelu i czekam na jutrzejszy dzień.
Dzień II - Wjazd na szlak
Poranek przywitał mnie rzęsistym deszczem. Podejrzewam, że w momencie gdy wyjrzałem przez okno hotelowe i widząc co się święci na zewnątrz zrobiłem kultową minę Clint Eastwood'a. A co mi tam. Przecież mam odpowiednie ubranie. Ważne, że nie ma mgły i wszystko zobaczę.
Wyjechałem rano z Częstochowy jakąś dziką kamienistą drogą. Później już zmieniła się na ładną drogę rowerową, która wiodła równolegle do drogi krajowej w stronę Olsztyna.
Pusto, spokojnie i ładnie. Przejeżdżam przez zielone lasy i mam dobry humor. Po kilkunastu kilometrach pokazuje się pierwszy cel wycieczki - Zamek w Olsztynie.
Zamek w Olsztynie


Zamek w Olsztynie powstał w XIII wieku. Pełnił ważną funkcję obronną Małopolski w tym czasie. Za Kazimierza Wielkiego został rozbudowany. Jednak w czasie Potopu Szwedzkiego w XVII wieku został zniszczony i splądrowany. Na dodatek później z części kamieni tego zamku zbudowano pobliski kościół. Charakterystyczne dla tego zamku są pozostałe dwie wieże: okrągły stołp i kwadratowa wieża, którą miejscowi nazywają starościańską albo sołtysią.
Z zamkiem w Olsztynie związanych jest wiele historii. Do najbardziej znanych należy historia o Maćka Borkowica. Ponoć w tamtych czasach spiskował przeciwko Piastowi. Spisek został wykryty i król kazał go osadzić na dnie jednej z wież zamku. Buntownik Maćko umarł śmiercią głodową po około czterdziestu dniach.
Około dwieście lat później, a dokładnie w roku 1587 zamek w Olsztynie bronił się przed najazdem Maksymiliana Habsburga. W tym czasie nad obroną zamku czuwał starosta Kacper Karliński. Nie chciał skapitulować. Okrutny Maksymilian Habsburg posunął się do haniebnego czynu i porwał syna i mamkę Karlińskiego i wystawił ich przed szereg wojsk. Jednak starosta nie zawahał się i kazał odpalić obronne armaty...
Pierwszy zamek wywarł na mnie ogromne wrażenie. Usytuowany jest na wysokim wzniesieniu. Teren, na którym znajdują się ruiny jest duży. Jest gdzie chodzić i tak właśnie zrobiłem. Zostawiłem rower przy wejściu (przypięty) i poszedłem zwiedzać.


Obszedłem zamek naokoło oglądając całą okolicę, a widoki są przednie! Uwielbiam takie otwarte przestrzenie!
To jest to! Miejsce po części zawdzięcza swój urok również dzięki ostańcom, które porozwalane są po okolicy. Niektóre z nich doczekały się własnych nazw np: Słoneczne Skały, albo Ganek Ewy.


Skorzystałem również z możliwości wejścia na jedną z wież (wstęp płatny) i nie zawiodłem się. Część zdjęć, które dla Was przygotowałem pochodzi właśnie stąd.
Pierwszy zamek tylko wyostrzył apetyt na zwiedzanie Szlaku Orlich Gniazd. Spędziłem tu sporo czasu. Jednak w końcu trzeba było ruszyć dalej! Przygodo trwaj!


Rozpadało się konkretnie. Jadąc dalej minąłem Pustynię Siedlecką. Nawet podjechałem bliżej, ale nie było sensu iść, czy jechać dalej w jej głąb. No piach to piach ;D. W oddali słychać było maszyny z napędem na 4 koła. Pewnie to wspaniałe miejsce do zabawy takimi terenowymi autami dające dużą frajdę. Ponoć też wojsko trenuje tutaj skoki spadochronowe. Jadę dalej.
Deszcz się uspokoił. Jadę szosą przez małe wioski. Ogólnie ruch jest bardzo mały. Ilość podjazdów odczuwalnie się zwiększa.
Po jakimś czasie wjeżdżam do dużego lasu. Widać po falującej w oddali koronie drzew, że stoją one na górzystym terenie. Gdzieniegdzie widzę większe, lub mniejsze skałki. Minął jakiś czas i dojechałem do pierwszej ciekawej formacji skalnej.
Brama Twardowskiego
,,Ale fajna skała, z dziurą w środku!" - tak sobie pomyślałem zbliżając się do Bramy Twardowskiego. W pobliżu kręciło się jeszcze kilka osób. Takie formacje skalne robią na mnie duże wrażenie.
Obszedłem Bramę Twardowskiego z każdej strony. Można też wejść na górę. Fajna sprawa. Do tego cisza, spokój i zapach lasu nasilony przez deszcz. Kilka obowiązkowych zdjęć dla Was i ruszam dalej.


Te osobliwe skały zbudowane ze skalistego wapienia w okresie jury zawdzięczają swoją nazwę w nawiązaniu do czarnoksiężnika Twardowskiego, które zostały nazwane tak przez Zygmunta Krasińskiego.
Niegdyś wybudowane były tu drewniane schody, co przyciągało odwiedzających.
W tych rejonach toczone były walki w 1939 roku. W 1944 roku 300-osobowy Samodzielny Batalion Armii Krajowej bił się tutaj z miażdżącymi siłami niemieckimi.
Wracając do pochodzenia nazwy tego ostańca ma on przypominać o rzekomej sytuacji, w której Twardowski uciekając na kogucie przed diabłem odbił się od skały. W efekcie powstała w niej dziura, która jest charakterystycznym znakiem rozpoznawczym tej skały.
Twardowski miał umowę z diabłem o to, że w zamian za ogromną wiedzę i znajomość magii winny był mu swoją duszę.
Gdy diabeł upomniał się o to co jego Twardowski przechytrzył czorta i wylądował na księżycu właśnie odbijając się z tego miejsca.
Tuż niedaleko za zakrętem jadąc leśną ścieżką natknąłem się na ogromne Skały. Sam ich widok wygląda po prostu groźnie. Przeczytałem tablicę informacyjną na jej temat.
Diabelskie Mosty


Ostaniec ten otrzymał nazwę za sprawą Zygmunta Krasińskiego. Swojego czasu kazał, by wybudować pomiędzy wierzchołkami skały mostki.
O tym miejscu krąży legenda. Również, tak jak z Bramą Twardowskiego chodzi o diabła, który wypatrywał Twardowskiego w ukryciu w skałach i zaklinował się między szczelinami ostańca.


Druga legenda tego miejsca mówi o zamku Tatarzyna. Za sprawą diabelskich czarów zapadł się pod ziemię.
W czasie II Wojny Światowej wojska niemieckie wpadły w zorganizowaną przez oddziałpartyzancki pułapkę.


Te skały wydawały być się bardziej ponure od tych poprzednich. Surowy widok, z tym wielkim pęknięciem budził niepokój. Nie na tyle duży, bym tam nie wlazł ; D.
Jest dosyć ślisko i musiałem uważać na stromy teren, ale udało się wszędzie zajrzeć.


Ruszam dalej. Jadę fantastyczną leśną ścieżką. Ziemia jest ubita. Jestem w szczerym lesie. Od czasu do czasu mijam pieszych turystów.
Kolejny cel znalazłem bez problemu. No więc zsiadam z roweru i idę połazić ;-)
Ruiny zamku Ostrężnik (Jaskinia Ostrężnicka)


Powstanie zamku datuje się na wiek XIV. Budowę zamku rozpoczął Wojciech z Potoka herbu Jelitka - właściciel Trzebniowa, Mokrzeszy i Potoka.
Zamek składał się z dwóch części - górnej i dolnej, które oddzielała fosa z wodą, z niegdyś płynącego tu źródła.
Część górna miała około 1500 m2, a długość murów około 140 metrów. Zamek miał basztę o wymiarach około 6 x 9 metrów. Pod basztą mieścił się podziemia. Część dolna miała około 7200 m2.
W roku 1391 zamek został zburzony na rozkaz króla Władysława Jagiełły. Ponoć przyczyną miał być bandycki charakter księcia Władysława Opolczyka (który ponoć Wojciechowi z Potoka zlecił wybudowanie tego zamku), a który napadał na karawany kupieckie wraz ze wspomnianym Wojciechem.
Władysław Jagiełło w 1391r. przejmuje ruiny zamku ostrężnickiego dla korony. Przekazuje je później w dzierżawę Janowi ze Szczekocin (Herbu Odrowąż).
Jano ze Szczekocin jednak nie chce odbudowywać zamku. Ruiny niszczeją jeszcze bardziej z czasem. Do tej pory z zamku zostało bardzo mało, a zapisków na jego temat jest bardzo mało.


Ogólnie ruin zamku to się nie dopatrzyłem. Za to jaskinia była interesująca. ' Również tutaj pochodziłem sobie po terenie.
Zjadłem coś, bo zgłodniałem odrobinę i ruszyłem dalej. Ponoć jeszcze dwa zamki przede mną.
Zamek Mirów


Ponoć w miejscu tego zamku wcześniej istniał drewniany gródek. Zabezpieczał on granice kraju przed agresją ze strony Czech.
Zamek powstał w wieku XIV. Jego wygląd z biegiem lat zmieniał się. Był rozbudowywany. WW 1587 roku został zdobyty przez arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. W czasie Potopu Szwedzkiego zamek zamienił się niemal w ruinę. W końcu został opuszczony. Kamienie z ruin posłużyły okolicznym mieszkańcom wsi do budowy domów.
Już z daleka bardzo fajnie się prezentował. Na dodatek ta wielka flaga Polski ślicznie udekorowała ścianę zamku. To ze względu na Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polski.
Standardowo. Bilecik, przypięcie roweru do płotu i zwiedzanko. Zamek oczywiście usytuowany jest na wzgórzu, pod które bardzo miło się podjeżdżało rowerem. Ludzi nawet trochę już po okolicy się krząta. Idę łazić.
Zamek pięknie prezentuje się na tle wielkich skał. Mam wrażenie jakby ktoś je tak sobie porozrzucał po okolicy. Na niektóre na pewno bym mógł się wdrapać.
Na okolicę rozpościera się naprawdę bardzo ładny widok. Stoję tu jakiś czas i zmieniam miejsce, by nacieszyć oczy. Po jakimś czasie wracam z powrotem na dół.
Tuż niedaleko od zamku w Mirowie stoi kolejny zamek. Można już pieszo dojść od jednego do drugiego zamku fajną ścieżką!
Zamek Bobolice


Zamek w Bobolicach był na początku zamkiem królewskim. Najprawdopodobniej wybudowany był przez Kazimierza Wielkiego. Za datę wybudowania zamku uważa się rok 1350. Jego funkcja tak jak większość zamków jurajskich to obrona granic państwa.
W 1370 zamek zostaroku rządzący wówczas Polską Ludwik Węgierski. Zamek na przestrzeni lat miał wielu właścicieli. Najdłużej należał, bo przez 150 lat do rodziny herbu Ostoja, a Mikołaj Kreza był pierwszym członkiem tej rodziny, w krórego ręce trafił zamek w Bobolicach.
Niestety i ten zamek został zdobyty przez Maksymiliana Habsburga - pretendenta do polskiego tronu. Jednak został odbity przez Jana Zamojskiego.


W wieku XVII i XVIII na skutek wojen, które nawiedziły kraj zamek powoli zamieniał się w ruinę. W XIX wieku w piwnicach odnaleziono skarb.

Interesujące formy skalne w pobliżu
O zamku krąży legenda, która głosi że zamek w Bobolicach i twierdzę w Mirowie łączył podziemny tunel.

Kolejną jest historia dwóch braci, którzy panowali w dwóch warowniach. Jednak pokochali tą samą kobietę. W efekcie doszło do bratobójstwa.
Zamek robi wrażenie. Trzeba kawałek przejść ścieżką, by się znaleźć pod zamkiem. W jego towarzystwie mieszczą się ciekawe z kształtu formacje skalne.


Na dzisiaj koniec zwiedzania. Robi się późno. Jestem głodny. Do miejsca, w którym dziś nocuję mam kilka kilometrów. Ładna górka do pokonania wieńczy dzisiejszą przejażdżkę.


Małe uzupełnienie prowiantu w pobliskim sklepie i już wypoczywam w pensjonacie Jurajska Stokrotka w miejscowości Kotowice .
To był udany dzień, pomimo pogody, która płatała figle ;-) Zbieram siły na kolejny dzień.
Dzień III - końca nie widać
Poranek był pochmurny i trochę padało. Wstałem wcześnie i pojechałem pod Górę Zborów. Właściciel miejsca, w którym nocowałem mówił, że na samą górę wchodzi się długo i tylko pieszo.
W związku z dużą ilością dzisiejszych celów zrezygnowałem z wejścia na Górę Zborów i podziwiałem ją z daleka jadąc dalej.
Góra Zborów

To bardzo interesujące formy skalne. Widoki stąd na okolice są przepiękne. Widać stąd kilka zamków: zamek w Bobolicach, Mirowie i w Morsku. Miejsce jest popularne również ze względu na organizowane tu wspinaczki. Znajduej się tu również Jaskinia Głęboka. Długość jej korytarzy ma 175 metrtów. Została odkryta przed II Wojną Światową. Wydobywane z niej wapień.
Do ruin zamku Bąkowiec w Morsku jechało się ciężko. Droga wiodła najpierw przez piaszczystą drogę przy lesie, a później już w nim po jakiś kamienistych, dziurawych i grząskich ścieżkach. Oczywiście co chwilę jadąc pod górę. Do tego deszcz nieznośnie się nasilił. W tych miłych okolicznościach przyrody zbliżałem się do kolejnego zamku.
Mijałem po drodze małe campingi. Ludzie, którzy sobie zaplanowali majówkę bez względu na pogodę (tak jak ja) po prostu spędzali miło czas na łonie natury ;-).
Zamek Bąkowiec w Morsku


Nie wiadomo kto i kiedy wzniósł zamek Bąkowiec. Przyjmuje się że powstał w XIV wieku, a za fundatorów można uznać króla Kazimierza Wielkiego, rycerzy Morskich herbu Topór lub księcia Władysława Opolczyka. Możliwe, że pierwotną strażnicę Kazimierza Wielkiego później rozbudowano. Pewne jest że Opolczyk dzierżył Morsko od roku 1370 do 1390, kiedy to przekazał go swojemu zaufanemu stronnikowi - rycerzowi ze Śląska Mikołajowi Strzale. Jest to pierwsza wzmianka o zamku w dokumentach.


W 1392 roku wraz z kresem panowania Opolczyka pojawił się nowy właściciel Piotr z Marcinowic. W latach 1413-34 właścicielem całej okolicy był Jan z Sieciechowic a funkcję burgrabiego zamku powierzył na pewien czas rycerzowi o imieniu Piotr herbu Lis (1418-22).
Od 1435 dobra z zamkiem Bąkowice przejął Krystyn z Koziegłów i jego potomkowie, a następnie Włodkowie, Zborowscy, Brzescy i Giebułtowscy. Nie są znane dzieje warowni pod panowaniem tych rodów. Wiadomo tylko, że na początku XVII wieku obiekt był w bardzo złym stanie i został opuszczony. W XX wieku zamek miał nieszczęście stać się przedmiotem dziwacznych zabiegów budowlanych. Najpierw w 1927 r. kupił go architekt Witold Czeczott, któremu kilka lat później zachciało się wybudować na skale od strony południowej budynek - kamienicę z materiału pozyskanego z oryginalnych murów.

Po 1800 roku teren kupiły Zabrzańskie Zakłady Naprawcze Przemysłu Węglowego i przekształciły go w ośrodek wypoczynkowy. U stóp skały dostawiły szpecący całość podłużny kamienny budynek, oraz nieco dalej kawiarnię z tarasem. Na miejscu dawnego majdanu gospodarczego i baszty bramnej powstał wyciąg narciarski.

Po ,,zaliczeniu" zamku w Morsku kierowałem się do kolejnego, ale już wcześniejszego dnia moją uwagę przykuł jeden znacznik na mapie.
Ostaniec - Okiennik Wielki

Okiennik z oddali
Ta ,,skałka" okazała się jednym z najfajniejszych punktów wycieczki! Ahoj spontaniczna przygodo! Już z daleka ostaniec robił wrażenie. Wysoka skała z dziurą na wylot, trochę kojarząca mi się z wieżą Saurona z Władcy Pierścieni. Im bliżej podjeżdżałem tym ciekawiej się zapowiadało.

Okiennik z oddali
Wdrapanie się na Okiennik Wielki dało mi naprawdę wielką satysfakcję. Było niebezpiecznie, bo było ślisko, ale udało się wdrapać na samą górę. W ogóle te skały porasta jakaś śmieszna roślinność. Tak, biolog ze mnie żaden, ale zrobiłem zdjęcie tych ,,kwiatków". Może ktoś z Was kojarzy? ;-)

Roślinność na Okienniku

Okiennik Wielki w pełnej krasie

Ucho igielne szczytu Okiennika Wielkiego

Wewnątrz oka
Na Okienniku Wielkim spędziłem dużo czasu. W końcu zszedłem na dół i ruszyłem na jeden z najpopularniejszych zamków w Polsce.
W tej lokalizacji zaczynała się bardzo fajna ścieżka rowerowa. Oczywiście też były srogie podjazdy. Dla osób mniej wprawionych co raz przy drodze stały ławki.
Ścieżka wiedzie przez malownicze tereny. Nie śpieszę się, tylko rozglądam się z lewa na prawo. Jest naprawdę ładnie. Pogoda się poprawiła.
Zamek Ogrodzieniec


Pierwsze mury obronne powstały w XIII wieku za czasów Bolesława Krzywoustego. W 1241 w wyniku najazdu tatarskiego zostały zniszczone. Po latach Kazimierz Wielki wybudował tu murowany zamek. W 1655 roku zamek został zajęty przez Szwedów. Został splądrowany i spalony.

W drugiej połowie XVII wieku zamek został udbudowany. Wzmocniono mury obronne, postawiono nowe stajnie. Niestety w 1702 roku wojska króla Karola XII ponownie zniszczyły zamek. Został doszczętnie zniszczony. Później ruiny zamku zostały wykorzystane jako budulec do budowy obiektów w pobliskich wsiach."

,,Mają rozmach s***wi***y" - powiedział w kultowej polskiej komedii Siara Siarzewski. Zamek Ogrodzieniec jest duży i robi wrażenie. Widać, że dużo tu się dzieje, bo w pobliżu jest dużo atrakcji dla rodzin z dziećmi. Miejsce wygląda na licznie odwiedzane. Chwilkę postałem w kolejce do kasy. Za ten rozmach też opłaciłem najdroższy bilet ;-)


Poszedłem zwiedzać. Zamek, chociaż w ruinie to dostosowany do zwiedzania. W jego sąsiedztwie nie mogło zabraknąć oczywiście okazałych skał, które były ogromne i niedostępne. Po wejściu na dziedziniec możemy zjeść średniowieczny podpłomyk robiony na miejscu, czy też zakupić pamiątkową bitą monetę, którą jegomość na oczach wybija.


Zwiedzania jest dużo. Nie zabrakło też szafotu i dyb. Co raz spoglądam przez mury na piękną okolicę, którą widać w całej okazałości z tak wysoko położonego zamku. Bardzo mi się podoba.




Spędziłem tu kilkadziesiąt minut. Akurat gdy miałem ruszyć dalej pogoda się załamała. Zrobiło się bardzo zimno, wietrznie i na dodatek zaczął padać grad. Cóż, zacząłem mocniej kręcić i już po chwili było ciepło.
Ruszam dalej, do Smolenia. Co prawda byłem tam rok temu i szczerze mówiąc nie zachwycił mnie, a nazwanie tej budowli pałacem to lekka przesada ;-). Dlatego pozwoliłem sobie już drugi raz tu nie zajeżdżać Dla zainteresowanych umieszczam informację o tym miejscu poniżej.

Zamek powstał w XIV wieku i należał do rodu Toporczyków. Budowla miała wieli właścicieli. W 1655 r. Szwedzi zdobyli zamek. W 1705, podczas wojny północnej zamek ponownie zajęli Szwedzi. W PRL istniał tu zakład poprawczy dla młodzieży.
Brzydka pogoda w Ogrodzieńcu bardzo szybko się poprawiła, w miarę zbliżania się do kolejnego zamku. Wyjrzało słońce, a chmur zrobiło się mało. Asfalt mokry, ale widocznie zdążyło wypadać się przede mną. Super! Wieżę widać już z oddali, a by do niej dojechać musiałem pokonać kilka konkretnych wzniesień. Oj czuję, że będzie warto tam dojechać ;-)
W tamtym roku, podczas III Pallotyńskiej Pielgrzymki Rowerowej tuż przed dotarciem do miejscowości Wolbrom, gdzie mieliśmy zrobić ostatni przystanek przed Krakowem, chciałem zobaczyć jakiś jeszcze zamek. Wszystkie jak do tej pory skrupulatnie omijaliśmy... Udało się namówić kilka osób i odbiliśmy w kierunku zamku Pilcza. Odrobinę błądziliśmy nim ktoś z członków wskazał na kawałek wieży wynoszącej się ponad koronę drzew.

Cóż za śmiech nas wtedy ogarnął, że spodziewaliśmy się (przynajmniej ja) wielkiego zamku, przynajmniej takiego jak Ogrodzieniec, a tu jakaś wieżyczka. Na dodatek okazało się, że wejście jest płatne. Zrezygnowaliśmy, bo byliśmy już trochę zmęczeni i nieprzygotowani do zostawienia rowerów i spacerowania. Wróciliśmy.
Tego dnia wycieczki na Szlaku Orlich Gniazd, w momencie gdy wszedłem na tą niepozorną wieżyczkę tego zamku, zdałem sobie sprawę, że z moimi kompanami rok temu, przegapiliśmy jeden z najpiękniejszych widoków jakie mogliśmy tutaj ujrzeć. Tak w życiu bywa. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana ;-)

Zamek Pilcza

Zamek ponoć powstał już w XIII wieku. W wyniku pożaru zamek spłonął. W wieku XIV został ponownie odbudowany. Pełnił funkcję warowni.

W 1655 roku zamek został zniszczony przez Szwedów. Dodatkowo pod koniec XVIII wieku dodatkowo był zdewastowany przez Austriaków, a kamień budowli został użyty do budowy komory celnej w Smoleniu.
W latach 40. XIX wieku zamek został częściowo zrekonstrtuowany. W 2015 roku zamek został zabezpieczony i udostępniony zwiedzającym.
Wejście na teren po zakupie biletu. Warto, bo okolica zamku jest bardzo ładna. Mieszczą się tu tablice informacyjne.

W środku pomimo ruin gdzieniegdzie stoją armatki, no i oczywiście można wejść na wieżę. W mojej ocenie widoki z góry należą do jednych z najpiękniejszych w tym rejonie.


Jestem oczarowany okolicą. Udało mi się zrobić ładne zdjęcie sferyczne. Ale jak dobrze wiecie, żadne z dodanych tu zdjęć nie oddaje tego piękna, czy wielkości zamków, ostańców itp. Dopiero gdy sami tu się pojawicie, do czego po cichu Was zachęcam, odkryjecie piękno Szlaku Orlich Gniazd ;-)


Chociaż zostałbym tu jeszcze długo musiałem się zbierać. Do obejrzenia dzisiaj zostały jeszcze dwa miejsca.
Zamek w Bydlinie


Zamek powstał w XIV wieku. Początkowo pełnił on funkcję warowni z wieżą obronną. Zamek miał około dwudziestu właścicieli. Na początku XVI wieku został przebudowany na kościół.
W 1655 roku w czasie najazdu Szwedów został zniszczony, ale kilkadziesiąt lat później ponownie został odbudowany.
Z biegiem lat jednak podupadał powoli w ruinę.
Historia tego miejsca jest o wiele ciekawsza niż pozostałości. Ładna okolica, to fakt. Ruiny mieszczą się w takim małym lasku. Jest tu bardzo ładnie i zajechać było warto.


Pogoda jest bardzo ładna. Jadę przez piękne tereny leśne. Od dawna już słuchawki mam schowane w kieszeni, bo dźwięk lasu, w szczególności różnej maści ptactwa to miód na moje uszy.
Po jakimś czasie widzę informację o tym, że jestem prawie na miejscu. Ładna, spokojna okolica. Idę połazić ;-)
Zamek Rabsztyn


Zamek rozbudowywany przez Kazimierza Wielkiego. Kiedyś do zamku prowadził most zwodzony, którego słady zostały do dziś. Również ten zamek został zniszczony po najeździe Szwedów w XVII wieku. Potem zamek został odbudowany.


Zamek jest bardzo ładny. Oczywiście czasy świetności ma za sobą, ale cieszy oko. Nie ma możliwości wejść do środka. Chwilę spaceruję po okolicy. Cisza spokój, grupki ludzi spacerujących w pobliżu. Robię kilka fotek i pora się zbierać.


Docelowo Zamek Tenczyn miałem chęć zwiedzić. Zakładałem, że może w czasie tej przygody jeszcze starczy mi czasu na to, by pojechać na ten oddalony o blisko 20 km na południe zamek. Niestety ten dzień był bardzo obfity w zwiedzanie i również pod kątem trudności jazdy. Było już po prostu za późno. Zostawiam sobie ten zamek na kiedyś, a Wam podsyłam informacje na jego temat. Wy czytajcie, a ja w tym czasie wracam do kolejnego miejsca na nocleg ;-)
Zamek Tenczyn


Pierwsze informacje na temat zamku pochodzą z początku XIV wieku. Początkowo zamek był drewniany. Dopiero syn Nawoja, Jędrzej przebudował go. Zamek w późniejszym czasie pełnił funkcję więzienia da jeńców krzyżackich, wziętych do niewoli po bitwie pod Grunwaldem.
Zamek był rozbudowywany na przestrzeni lat. W XVI wieku doczekał się folwarku, browaru i łaźni. W XVII wieku zamek został oblężony przez oddział szwedzki pod podództwem Kurta Christopha von Königsmarck. W efekcie cała załoga broniąca zamek została zamordowana, ponieważ nie znaleźli w zamku skarbu, który rzekomo tu miał być przetrzymywany. W lipcu 1656 roku opuszczając zamek szwedzi spalili go.

Po potopie szwedzkim zamek odbudowano. W 1748 r. uległ pożarowi po uderzeniu pioruna. Został znacznie uszkodzonyn.
Po roku 2000 zamek udało się doprowadzić do lepszego stanu, dzięki pracom zabezpieczającym.
Ten dzień był naprawdę intensywny. Ilość podjazdów zdecydowanie większa niż wcześniej. Czuję te wszystkie podjazdy i chodzenie po górkach. Ale jestem taki szczęśliwy. Wiem, że rano będę super wypoczęty.
Po takim aktywnym wypoczynku śpię jak zabity. Małe uzupełnienie zapasów na kolejny dzień na Orlenie (polubiłem ich burgery) i już jestem zameldowany w kolejnym przytulnym pensjonacie WiktorJan Agroturystyka we wsi Osiek. Jeszcze jakiś czas leżę i przypominam sobie atrakcje tego dnia i zasnąłem.
Dzień IV - Zamki, Górki i Smok Wawelski
Nastał nowy dzień. Czuję, że się bardzo wyspałem. Przed godziną ósmą byłem już przed pensjonatem. Ruszyłem na szlak. Już bliżej niż dalej i wcale mnie to nie cieszy, bo bawię się tym zwiedzaniem wyśmienicie!


W drodze do Zamku Pieskowa Skała miałem przyjemność jazdy po polach. Na początku ścieżka była tylko widoczna na mapach, a w rzeczywistości jakiś czas wiodła po błocie i trawie. Wyjeżdżając na pola widziałem sarny na polu. Chyba się zainteresowały przez moment moją osobą - o dziwnych kształtach i kolorach, bo stały jak wryte. Potem czmychnęły gdzieś dalej.
Pojawiła się w końcu dobra nawierzchnia. Więc jadę ;-) Pogoda rewanżuje się za poprzednie dni.
Przejechałem bardzo ładny fragment. Sami zobaczcie ;-)
Zamek Pieskowa Skała


Zamek powstał za Kazimierza Wielkiego. Pełnił rolę gotyckiej strtażnicy. Początkowo był usytuowany wyżej niż aktualnie. Od XIV do XVII wieku zamek należał do rodiznyn Szafrańców. Za ich czasów zamek został rozbudowany. Stał się renesansową siedzibą i mieścił się w miejscu dawnego podzamcza.
W 1718 w wyniku pożaru zamek został poważnie zniszczony. Po 60 latach został ponownie odbudowany przez Hieronima WWielopolskiego. Niestety w 1850 znowu uległ pożarowi. Po II Wojnie Światowej zamek Pieskowa Skała został odbudowany na wzór jego wyglądu z czasów świetności. Aktualnie mieści się tu filia Muzeum Zamku Królewskiego na Wawelu.

Zamek dumnie prezentuje się na wielkiej skale. W dole płynie mała rzeczka, w której pływają żabki ;D Żabki, tu są ważne, o czym informują mnie tablice, bym im nie przeszkadzał i nie niszczył siatek zabezpieczających. Racja! Przyroda first! Nieco dalej stoi sławna Maczuga Herkulesa. Ten skalny olbrzym ma 25 metrów wysokości i sam stoi na skale o wysokości 8-12 metrów. Jak mawiał Siara Siarzewski....zaraz...już raz to pisałem ;-) W każdym bądź razie Maczuga Herkulesa dodaje temu miejscu uroku. Przypinam rower do jakiegoś żelastwa i idę łazić, uważając na żabki.


Idę udeptaną ścieżką po zielonym wzgórzu. Mam okazję zrobić kilka fajnych zdjęć okolicy, a potem się porozglądać. Zakładam, że ogólnie jest tutaj mnóstwo ludzi, ale jestem tu po pierwsze rano, a po drugie ciągle szaleje COVID.


Poszedłem na dziedziniec zamku. W środku równie ciekawie. Zamek z bliska prezentuje się tak samo pięknie jak z daleka. Jeszcze spędzam tu jakiś czas, po czym nieśpiesznie wracam na dół po rower. Tak, wiem, żabki ;-)


Wiem, że jestem już na terenie Ojcowskiego Parku Narodowego. Wyraźnie to widać, bo bujnej roślinności, gęstych lasach i fajnych kształtach terenu. Mijam miejscowość Skała. Nie od parady jej nazwa, skoro u wjazdu przejeżdżam pod ogromnymi skałami. Wspaniale to wygląda. Całkowicie nowe dla mnie formy terenu. Po prostu jadę i się rozglądam raz w lewo raz w prawo. Jedzie się przyjemnie. Jest bardzo mały ruch. Co raz przy drodze stoją małe domki. Miejsce jest urocze!


Za zakrętem jednej ze skał widzę osobliwy budynek nad wodą. To Kaplica „Na Wodzie” św. Józefa Robotnika w Ojcowie. A myślałem, że już mnie nic dzisiaj nie zaskoczy.


Po jakimś czasie tej przyjemnej jazdy na wielkiej skale stoi kolejny zamek. Zajeżdżam na parking. Chwilę tu zabawię.
Zamek w Ojcowie
Zamek wybudowano w XIV wieku z polecenia króla Kazimierza Wielkiego. Zamek był dzierżawionyn przez wielu właścicieli od momentu gdy Władysław Jagiełło oddał go w dzierżawę Janowi de Kozcow.
W XVI wieku zamek przeszedł na własność królowej Bony Ssforzy. Jednak po
wyjeździe do włoch przekazany został Stanisławowi Płazie. Po jego śmierci
trafił do właścicieli herbu Jastrzębiec. Za ich czasów zamek podupadł.
Poźniej zamek został sprzedany i został wyremontowany za sprawą Mikołaja
Korycińskiego. W czasie Potopu Szwedzkiego zamek nie został zniszczony.
W wieku XIX, aż do XX wieku zamek stał opuszczony. Na początku XX wieku został kupionyn i odbudowany przez Ludwika Krasińskiego.
W 1996 roku w zamku urządzono ekspozycję.
Zamek znajduje się na wzgórzu. Niestety jest zamknięty, więc robię zdjęcie z daleka. Udaję się dalej na zwiedzanie Parku.


Ojcowski Park Narodowy
Ojcowski Park Narodowy wywarł na mnie ogromne wrażenie. Co chwilę jakaś jaskinia, skała lub grupy ogromnych formacji skalnych zatopione w lesie. Dużo ludzi tu idzie pieszo lub tak jak ja porusza się rowerami. Ruch aut jest zabroniony.


Wchodzę na ciekawsze punkty widokowe i zaglądam do jaskiń. Widzę, że pełno ścieżek odbija gdzieś w głąb parku, lub wiedzie bardzo wysoko na szczyty skał lub gór.


Koniecznie trzeba tu zajrzeć kiedyś i poświęcić więcej czasu na zbadanie tego magicznego miejsca. Widać jak przyroda po zimie budzi się do życia. Część roślinności już kwitnie. Wiedziałem, że nie zawiodę się na tym miejscu.


Powoli jadę przed siebie podziwiając to miejsce. Myślę o tym, jaki nasz kraj jest zróżnicowany i piękny. Coś niesamowitego. Odkrywanie Polski na dwóch kółkach to najfajniejszy sposób na poznanie kraju ;-).


Trochę z niechęcią opuszczam to miejsce. Wiem, że będę za nim tęsknić, tak jak teraz, gdy Wam o tym opowiadam.
Na ,,do widzenia" dostaję taki wysoki podjazd, że prawie językiem dotykam jezdni, ale podjeżdżam bez marudzenia. Sakwa daje o sobie znać w takich sytuacjach ;-). W nagrodę zjeżdżam z dużą prędkością i zatrzymuję się pod lokalnym sklepem. To świetna okazja, by uzupełnić prowiant. Nie ma lepszego izotonika niż bezalkoholowe piwko. Jestem tuż niedaleko od kolejnego zamku.
Zamek Korzkiew


Zamek został wybudowany w XIV wieku. Na przestrzeni wieków miał wielu właścicieli. Z prostokątnej, podpiwniczonej wieży, która pełniła funkcję obronną w 1720 roku zamek został gruntownie przebudowany. Jednak w XIX wieku popadł w ruinę
W 1997 roku właścicielem zamku został architekt Jerzy Donimirski. Podjął się on odbudowania zamku. Zamek na nowo odzyskał świetność i pełni rolę hotelu oraz zapewnia inne atrakcje.
Zamek szału nie zrobił. Może dlatego, że już tyle zamków do tej pory zwiedziłem. Na dodatek był zamknięty, więc popatrzyłem tylko od zewnątrz. Nie ma na co czekać. Zaraz Kraków. Jest bardzo słonecznie, wręcz gorąco. Bardzo mi to odpowiada.
Po jakiejś godzinie jestem w Krakowie. Trwają roboty drogowe i są małe korki. Z nawigacją bez problemu docieram na Wawel.
Zamek Królewski na Wawelu


Badanie archeologiczne dowodzę, że obecność człowieka w tych stsrtonach miała miejsce od epoki paleolitu. Wawel był jedną z głównych siedzib Mieszka I. Wieki XIV-XVI to czas, gdy Wawel był rozbudowywany.


Niestety i ten zamek był niszczony i plądrowany w czasie wojen. W 1796 roku został przejęty przez Austriaków. Później zamieniono go w koszary.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Wawel odbudowano i przywrócono do pięknego wyglądu z dawnych czasów. Było też tu muzeum.


Ah.. Jak lubie to miasto. Jestem w nim zdecydowanie za rzadko. Wawel zwiedziłem dokładnie rok temu. Teraz objechałem wszystko dookoła oraz postałem chwilę w środku. Przed Wawelem nad Wisłą masa ludzi leży na trawie. Słychać śmiech młodzieży.
Jest tu po prostu pięknie. Przy Wiśle usytuowana jest ścieżka rowerowa. Można tak sobie jechać i jechać. Jak zawsze przy smoku Wawelskim jest dużo ludzi. Ale ognia z paszczy nie wypuścił. Może się przeziębił ;-)
Jadę do hotelu CDR się zameldować i zostawić sakwę, by jeszcze raz ruszyć na miasto.
Pod Kościół Mariacki podjeżdżam w kilka minut. Na Rynku Głównym jest mnóstwo ludzi. Zdecydowana większość to młodzi. Objeżdżam sobie całą okolicę. Zaglądam do sukiennic i kupuję jakieś pamiątki. Słucham ulicznych grajków i cieszę się tym miejscem.


Oglądam Sukiennice i kupuję pamiątki.


Spędzam tu jeszcze trochę czasu, po czym wracam odpoczywać do hotelu.
Dzień V - Powrót do domu


Niestety, co dobre szybko się kończy... Pociąg już czeka. Zainstalowałem rower na stojaku i wygodnie się rozsiadłem. Pociąg ruszył z dziesięciominutowym opóźnieniem, które nadrobił w trasie. Cała podróż minęła niesamowicie szybko. Wpatrzony w szybę wspominałem poszczególne zamki, ostańce i piękne okoliczności przyrody, które miałem okazję zobaczyć. Mniej więcej zastanawiałem się jak opisać moją przygodę i zredagować ją tak, by dobrze się czytało. Mam nadzieję, że nie przynudzałem.
Do Gdańska dojechałem po godzinie siedemnastej. Pogoda w Gdańsku jak zwykle w formie, czyli duży wiatr i złowrogie chmury na horyzoncie. W podróży z dworca do domu zdążyło się nawet rozpadać.
Tak kończy się rowerowa przygoda. Szlak Orlich Gniazd to wspaniały pomysł na aktywne spędzenie czasu. Wiem, że nie byłem w wielu miejscach, a w innych mógłbym pobyć dłużej, ale to tylko dodatkowy pretekst, by jeszcze kiedyś zawitać na Jurę Krakowsko-Częstochowską.
Cieszę się, że cała podróż obyła się zgodnie z planem, bez żadnych niezapowiedzianych problemów. Mój rower dostał mocno na tej wyprawie, ale zdał egzamin na piątkę! Nie złapałem nawet gumy.
Jeśli macie jakieś uwagi, sugestie i dodatkowe informacje odnośnie Szlaku Orlich Gniazd, to bardzo proszę zostawcie je w komentarzu pod spodem ;-)
Do zobaczenia na szlaku!